http://www.imdb.com/title/tt0216625/?ref_=sr_1
Haneke kontynuuje grę z oczekiwaniami widza, posuwa się
nawet do prowokacji. „Kod nieznany” składa się z kilkudziesięciu długich ujęć,
w których przeplatają się losy postaci o różnej narodowości, rasie i statusie
społecznym. Prowokacja polega na tym, że każda ze scen kończy się w momencie
pojawienia się elementu sensacyjnego lub wtedy, kiedy dramatyzm ulega
intensyfikacji. Jednocześnie porusza tematy powszechne, korespondujące z
doświadczeniami współczesności: pracą zarobkową, losem nielegalnych imigrantów,
trwałością więzów rodzinnych, znieczulicą społeczną. Układa skomplikowany kolaż
bez konkretnego początku i końca.
„Kod nieznany” oddziałuje na widza jak dobrze wykalkulowany
thriller. Rytm filmu jest okazjonalnie zaburzony przez fragmentaryczną
narrację, w której nie rezygnuje się z elementów prozaicznych; niektóre sceny
wydają się po prostu niepotrzebne. Ujęcia skonstruowano w bardzo skrupulatny
sposób, wzmacniają realizm sytuacji i nie dekoncentrują widza, sprawiają, że
czuje się komfortowo jako obserwator. Oczywiście, poszczególne incydenty mają
więcej wspólnego z konsternacją, niż poczuciem bezpieczeństwa (bo to Haneke).
Zawsze doceniałem twórczość Hanekego, jego oszczędny styl i
talent do realistycznego odtwarzania zdarzeń. W przypadku większości dorobku
austriackiego reżysera widz nie jest pewien, czy powinien zaangażować się
emocjonalnie w obrazowane wypadki, czy traktować je z dystansem. W „Kodzie
nieznanym” to pytanie staje się jeszcze silniejsze, w wyniku czego przestaje
być „interesująco ambiwalentne” i staje się „poniekąd irytujące”. Inny problem
stanowi Juliette Binoche – Haneke uczynił jej postać aktorką, więc rola staje
się czymś w rodzaju podwójnego spektaklu. Działa to wstępnie na korzyść obrazu.
Binoche jest mistrzynią zarówno subtelnej ekspresji, jak i wybuchowej
egzaltacji. Najlepszym przykładem wspomnianych umiejętności jest scena w
metrze, gdzie bohaterka próbuje zignorować zaczepki młodego Araba. Z drugiej
strony pojawia się sekwencja kłótni małżeńskiej w supermarkecie, która stanowi
mało przekonującą wiwisekcję poczucia winy klasy średniej. Aktorzy niewątpliwie
próbują urzeczywistnić tą sytuację, ale wypadają wyjątkowo niezręcznie.
Być może wszelkie zabiegi były celowe. Być może jestem w
błędzie, jeżeli uznaję zakończenie filmu za zbyt rozwlekłe. Mimo to ciężko
ukryć, że Haneke potrafi być bardziej zwięzły i konsekwentny.
3/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz