poniedziałek, 20 maja 2013

codeinconnu



http://www.imdb.com/title/tt0216625/?ref_=sr_1

Haneke kontynuuje grę z oczekiwaniami widza, posuwa się nawet do prowokacji. „Kod nieznany” składa się z kilkudziesięciu długich ujęć, w których przeplatają się losy postaci o różnej narodowości, rasie i statusie społecznym. Prowokacja polega na tym, że każda ze scen kończy się w momencie pojawienia się elementu sensacyjnego lub wtedy, kiedy dramatyzm ulega intensyfikacji. Jednocześnie porusza tematy powszechne, korespondujące z doświadczeniami współczesności: pracą zarobkową, losem nielegalnych imigrantów, trwałością więzów rodzinnych, znieczulicą społeczną. Układa skomplikowany kolaż bez konkretnego początku i końca.

„Kod nieznany” oddziałuje na widza jak dobrze wykalkulowany thriller. Rytm filmu jest okazjonalnie zaburzony przez fragmentaryczną narrację, w której nie rezygnuje się z elementów prozaicznych; niektóre sceny wydają się po prostu niepotrzebne. Ujęcia skonstruowano w bardzo skrupulatny sposób, wzmacniają realizm sytuacji i nie dekoncentrują widza, sprawiają, że czuje się komfortowo jako obserwator. Oczywiście, poszczególne incydenty mają więcej wspólnego z konsternacją, niż poczuciem bezpieczeństwa (bo to Haneke).

Zawsze doceniałem twórczość Hanekego, jego oszczędny styl i talent do realistycznego odtwarzania zdarzeń. W przypadku większości dorobku austriackiego reżysera widz nie jest pewien, czy powinien zaangażować się emocjonalnie w obrazowane wypadki, czy traktować je z dystansem. W „Kodzie nieznanym” to pytanie staje się jeszcze silniejsze, w wyniku czego przestaje być „interesująco ambiwalentne” i staje się „poniekąd irytujące”. Inny problem stanowi Juliette Binoche – Haneke uczynił jej postać aktorką, więc rola staje się czymś w rodzaju podwójnego spektaklu. Działa to wstępnie na korzyść obrazu. Binoche jest mistrzynią zarówno subtelnej ekspresji, jak i wybuchowej egzaltacji. Najlepszym przykładem wspomnianych umiejętności jest scena w metrze, gdzie bohaterka próbuje zignorować zaczepki młodego Araba. Z drugiej strony pojawia się sekwencja kłótni małżeńskiej w supermarkecie, która stanowi mało przekonującą wiwisekcję poczucia winy klasy średniej. Aktorzy niewątpliwie próbują urzeczywistnić tą sytuację, ale wypadają wyjątkowo niezręcznie.

Być może wszelkie zabiegi były celowe. Być może jestem w błędzie, jeżeli uznaję zakończenie filmu za zbyt rozwlekłe. Mimo to ciężko ukryć, że Haneke potrafi być bardziej zwięzły i konsekwentny.

3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz