czwartek, 23 maja 2013

zamanibarayemastiasbha






Moje dotychczasowe zetknięcia z kinem irańskim zazwyczaj kończyły się pozytywnym zaskoczeniem. Jako przykład mogą posłużyć dokonania Farhadiego, czy Panahiego, które cechuje niecodzienna klarowność i prostota narracji. Poprzez skierowanie obiektywu na kilka postaci dochodzi do ułożenia obrazu sytuacji społeczno-obyczajowej, bez dosłowności i wysilania się na zabiegi paradokumentalne. To przykład czystego, surowego kina pozbawionego zbędnego sztafażu. Nie mogę tego samego powiedzieć o „Czasie pijanych koni” Bahmana Ghobadiego. 

Ghobadi snuje opowieść o społeczności Kurdów w skali mikro i makro. Skupia się jednocześnie na dramatycznych losach rodzeństwa oraz zobrazowaniu tradycji i schematów zachowań wśród członków wspomnianej zbiorowości. Fabuła posiada ogromny potencjał dramatyczny. Pięcioro dzieci zostaje zmuszonych do przyspieszonego dorastania. Wcześnie tracą rodziców, przez co muszą samodzielnie zarabiać na życie. Na dodatek jedno z nich (Madi) cierpi na nieuleczalną chorobę, która wymaga stałej obserwacji. Chłopiec posiada niewielkie szanse na przeżycie, ale jego bracia i siostry podejmują wszelkie kroki, aby zatrzymać go przy sobie.


Zachowanie rodzeństwa uwidacznia charakterystyczny dla dziecka optymizm. Są świadomi śmierci i ograniczeń wynikających z ich sytuacji materialnej. Niejednokrotnie przekonują się o tym, że dobre intencje to iluzoryczna cnota. Pomimo licznych przeszkód godzą się z losem, przyjmują obciążające obowiązki, podejmują altruistyczne, aczkolwiek ryzykowne, decyzje. Ghobadi wie doskonale, że kreowanie postaci w taki sposób ułatwia emocjonalny kontakt widza z materią filmową. Szkoda, że nazbyt często ociera się o uczuciowy szantaż, przesycając swój utwór obrazami zapłakanych dzieci.

Reżyser stosuje kilka interesujących zabiegów. Sprawdza się między innymi wielogłosowy styl wypowiedzi. Narratorem jest Amaneh, młodsza spośród dwóch dziewczynek, która opisuje rzeczywistość z rozbrajającą szczerością. Fabułę opowiedziano jednak z perspektywy Ayouba, najstarszego chłopca, który przejmuje funkcję głowy rodziny. Z kolei postacią centralną okazuje się Madi, wokół którego obudowano główny wątek. Określony sposób opowiadania historii służy urozmaiceniu formy, ale nie ma konkretnego uzasadnienia. Zniechęca także wizualny język, który nie jest do końca spójny. Ujęcia o zacięciu dokumentalnym wymieszano z prawie teatralnymi scenami dialogowymi (tutaj w szczególności zawodzi aktorstwo dorosłych). Od czasu do czasu pojawiają się także poetyckie pejzaże, gustownie skomponowane, ale gryzące się z dość surowym kluczem wizualnym.

Podsumowując, „Czas pijanych koni” potrafi autentycznie wzruszyć. Efekt byłby jednak lepszy, gdyby wzruszenie nie miało związku z ewidentną manipulacją.

3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz