„Diabły za progiem” nie są filmem o okrucieństwach wojny, a
raczej opowieścią o absurdalności wyolbrzymianej kwestii życia i śmierci.
Bohaterzy zostają postawieni w sytuacji, która uniemożliwia podjęcie
odpowiedniej decyzji. Z czasem okazuje się, że nie ma miejsca na heroizm, czy
lojalizm, a kolaboracja i patriotyzm zlewają się w jedną bezkształtną plamę.
Wen Jiang dokonuje dewaluacji kolejnych postaw, ukazując przy tym ewolucję
każdej z postaci. W centrum akcji stoi Dasan Ma (rolę odgrywa sam reżyser), na
którego zostaje zrzucona odpowiedzialność związana z ukrywaniem japońskiego
żołnierza i chińskiego kolaboranta. Zachowanie głównego bohatera stanowi
odzwierciedlenie dla wszechobecnej atmosfery zagubienia. Nawet jednostki, które
mają wzbudzać strach, czy generować respekt przepełnione są wątpliwościami i w gruncie
rzeczy nie mogą znaleźć odpowiedzi na otaczający je chaos.
Zastanawiałem się, co skłoniło reżysera do odbarwienia taśmy
na czerń i biel (później zabieg nabrał sensu, ale nie zdradzę dlaczego). Na
początku miałem wrażenie, że nawiązuje do estetyki slapsticku z kina niemego,
ponieważ wiele scen przejaskrawiono dla komicznego efektu. Jiang śmieje się
między innymi z hierarchiczności postaci. Starców wyposaża w cechy groteskowe
albo ukazuje jako zupełnie zniedołężniałych komediantów, nieświadomych swojej zbędności.
Owszem, są poważani przez młodszych, ale ich manipulacje nie mają żadnego
wpływu na poprawę sytuacji. W zaskakujący sposób przedstawiono także postaci
kobiece – z jednej strony występują tylko w kulisach wydarzeń, a z drugiej
pełnią kontrolę nad sytuacją.
Jiang nie zapomniał o dramatycznej głębi opowiadanej historii.
Wyjątkowo sprawnie wykorzystał zabieg repetycji. Powtarzające się schematy, jak
melodia marszu japońskiej marynarki z biegiem akcji zaczynają nabierać ciężkości,
aż do szokującego i bezceremonialnego finiszu. Niejednoznacznie zarysowano
motyw wpływu wojny na ludzką psychikę. Nie wprowadzono postaci naznaczonych
przez traumę, czy ubolewających na bezsensem zbrojnego konfliktu. Bohaterów
ukazano z należytym dystansem jako ludzi, którzy przede wszystkim chcą utrzymać
się na powierzchni.
„Diabły na progiem” mieszają różne konwencje, przez co
całość nieraz wydaje się nieco chaotyczna. Niektóre sekwencje potraktowano zbyt
pośpiesznie, czasem wydźwięk sceny jest poświęcony dla efektowności montażu. Są
to jednak nieznaczne potknięcia dla obrazu, który utrzymuje uwagę widza przez
ponad dwie godziny i namnaża wątki bez nadmiernego obciążenia toku opowieści.
4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz