The Hunter, reż. Daniel
Nettheim
Dzieło Nettheima można
pomyślnie streścić pisząc po prostu: „Willem Dafoe szuka diabła tasmańskiego.”
Interpretacja jest dowolna, chociaż film dosłownie o tym opowiada. Ciężko oprzeć
się dzikim terenom Australii, obecność Dafoe urozmaica wszelkie obserwacje o
wymiar filozoficzny. Doszedłem do wniosku, że to jeden z niewielu aktorów, u
których wybuchy emocji naprawdę się liczą. Ciężko się z nich otrząsnąć.
Podobnego uczucia doświadczymy oglądając „Myśliwego”. Szkoda, że dość często
pojawiają się w nim problemy narracyjne. Nettheim wyraźnie lubi wizualne
schematy, ale po jakimś czasie robią się monotonne, przez co seans z
przyjemności staje się obowiązkiem (np. powtarzające się kilkukrotnie
panoramiczne ujęcie jazdy samochodem). 3/5
Livide, reż. Alexandre
Bustillo, Julien Maury
Pamiętam, że „Najście”
Bustillo i Maury’ego wywarło na mnie kolosalne wrażenie. Rzadko spotyka się
stylistykę torture porn ubraną w płaszczyk koszmaru sennego. Duet reżyserski
powrócił do bajkowej konwencji w „Livide”, dużo delikatniejszym horrorze z
okrwawionymi baletnicami, tajemniczymi posiadłościami i starymi kobietami w
śpiączce. Wspomniana śpiączka grozi niestety publiczności, ponieważ film nie
stroni od gatunkowych klisz, wprowadza za dużo umownych sytuacji, pokracznie
balansuje między realizmem i fantastyką pozbawioną jakiejkolwiek logiki. Sytuacja
ulega poprawie jedynie dzięki talentowi francuzów do tworzenia zapadających w
pamięć motywów wizualnych. Zmarnowana obecność wybitnych aktorek,
Beatrice Dalle i Christine Jacob. 2/5
Damsels in Distress, reż. Whit Stillman
Cóż za rozkoszny i
czarowny film! Nieczęsto używam przymiotników tego rodzaju, ale w przypadku „Pannic
w opałach” wręcz cisną się na język. Z wierzchu wydaje się, że Stillman
stworzył przesłodzony obraz szkolnych konwenansów, co jest wrażeniem mylnym. Piękne
i wyjątkowo sztuczne dialogi mają autoparodystyczny charakter, postacie są
celowo przewidywalne, „podziały kastowe” między postaciami cechują się
subtelnością skrobnięcia paznokciem po tablicy. Ta karykaturalność to
prawdopodobnie największa zaleta filmu Stillmana. Na deser: pokaz umiejętności aktorskich
Grety Gerwig. 3,5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz