04.09 - 12.09.2012
Cafe de flore, reż. Jean-Marc Vallee
Po zręcznie wykonanej pod
względem garderoby, fotografii i aktorstwa „Młodej Wiktorii” Jean-Marc Vallee
wraca do ojczystego języka w „Cafe de flore”. Dzieło opisywane jest w
niektórych źródłach jako „odyseja miłosna” podzielona między lata współczesne i
sześćdziesiąte. To obraz dokonujący dokładnej wiwisekcji uczucia. Opowiada
również o immanentnej sile muzyki (Cafe de flore to zarówno nazwa restauracji
przy paryskim bulwarze Saint-Germain, jak i chwytliwa kompozycja). Można
oskarżyć Vallee o zbyt natarczywe podejście do tematu lub o słaby motyw wiążący.
Nie jest to jednak konieczne. O miłości ciężko mówić logicznie i bez odrobiny
cukru. Plus za obsadzenie Vanessy Paradis i Helene Florent. 3,5/5
Dark Shadows (Mroczne cienie), reż. Tim Burton
Powinienem narzekać na
Burtona? Nie wiem dlaczego, ale jego ostatnie próby reżyserskie są takie…
zwyczajne. Gdyby nie obowiązkowa obecność Heleny Bonham Carter i Johnny’ego
Deppa, ciężko byłoby poznać, czy Burton faktycznie odpowiada za produkcję „Dark
Shadows”. Kogo winić? Scenarzystę? Nie jest to całkowita porażka. Gdzieniegdzie
pojawia się dobry dowcip. Eva Green z powodzeniem używa swojego połowicznie hipnotyzującego
i szaleńczego uroku. Czas generalnie mija szybko. Filmowi brakuje głównie
jakiegokolwiek ciężaru – na poziomie emocjonalnym zawodzi, fabularnie nie
zaskakuje. Na końcu pozostaje zlepkiem sprawdzonych motywów. 3/5
The Eye of the Storm, reż. Fred Schepisi
Miałem drobny problem z „The
Eye of the Storm”. Cały czas zdawało mi się, że oglądam dramat nakręcony w
stylu komediowym – szybkie cięcia, nieustanne oczekiwanie na puentę,
przerysowany portret niemieckiej służącej. Przymykając oko na pojedyncze
przypadki, Schepisi poprowadził aktorów doskonale. Geoffrey Rush, pomimo
zepchnięcia na drugi plan, momentalnie wzbudza sympatię, traktuje swoją postać
z ogromnym dystansem. Judy Davis robi
to, co umie najlepiej – po raz kolejny gra kobietę sfrustrowaną, która pod płaszczykiem
dystyngowania i arogancji głęboko skrywa wrażliwość. Transformacja Charlotte
Rampling w dużo starszą kobietę wyszła dość zgrabnie. Jej zmysł interpretacyjny
również pozostaje bez zarzutu. Niestety, film wydaje się zbyt akademicki i niespójny. 3/5
Ukłon dla tych, co znają twórczość Husker Du i Sugar:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz