http://www.imdb.com/title/tt1920849/
'Bachelorette' (Wieczór panieński)
Ktoś w swojej recenzji
wspomniał, że mamy do czynienia z „Wrednymi dziewczynami” po upływie 10 lat.
Jakieś ziarno prawdy w tym tkwi, co nie oznacza, że od razu należy odrzucać
prawdopodobieństwo obejrzenia czegoś zupełnie nowego. Owszem, nie pierwszy raz
kobiety w granicach trzydziestki wciągają kokainę. Nie pierwszy raz są beztroskimi
latawicami. Nie pierwszy raz słyszy się rozmowy przesycone bezwstydną ironią i
jeszcze bardziej bezwstydne monologi. Zbiór tych wątków ubrany jest jednak w
konwencję komedii weselnej, gatunku, który już wcześniej cierpiał na niestrawność
(odsyłam do romantycznych opowiastek ze złotego okresu Julii Roberts), a
ostatnio przeżywa rodzaj zmartwychwstania. Ostatnio także spopularyzowano
wizerunek kobiety oparty na odebraniu widzowi wszelkich złudzeń (m.in. poprzez
ukazanie defekacji do umywalki – z góry przepraszam za niekonsekwencję i
nawiązanie do wcześniej wspomnianego tytułu). Co więc odróżnia „Wieczór
panieński” od powszechnych nurtów w kinie popularnym? Film Leslye Headland
osiągnął wyższy poziom świadomości – nikogo tu nie obchodzą przyzwyczajenia
widowni, dzięki czemu otrzymujemy bezkompromisowy, dowcipny i przesycony żółcią
komediodramat. Z drugiej strony, owa żółć dla niektórych może okazać się zbyt
gorzka do przełknięcia.
Zaczyna się niewinnie – pod względem formy „Wieczór panieński” nijak odróżnia się od zwyczajnego poziomu produkcji hollywoodzkich. Obraz jest gładki i płynny, montaż rytmiczny, wszystko wskazuje na wysoki budżet produkcji. W pierwszym ujęciu pojawia się znajoma twarz, która zapewnie będzie odpowiadać za sukces kasowy. Mimo to szybko odkrywamy, co jest pod bezpieczną powłoką. Pocieszające jest to, że Headland od razu przechodzi do konkretnego przedstawienia postaci, powstrzymuje się od wprowadzania skeczowości i nie ociąga się z rozpoczęciem opowieści. Wtedy dowiadujemy się, że oglądamy adaptację sztuki teatralnej.
Regan, Katie i Gena to
przyjaciółki z czasów szkolnych. Becky to dziewczyna formalnie uznawana za
część ich paczki, która poprzez tuszę mocno od niej odstaje. Becky
dostaje propozycję zaręczyn od Dale’a. Przyjmuje ją i prosi koleżanki o to, aby
zostały druhnami. Regan, Katie i Gena zgadzają się, mimo że ciężko im się
pogodzić z faktem, że Becky będzie pierwszą mężatką z nich. Docierają w
przeddzień wesela oczekując zabawy bez hamulców moralnych. Ich
brak ostrożności doprowadza do licznych nieporozumień.
Fabuła brzmi niewinnie,
ale to tylko kolejna z bezpiecznych powłok. Tajemny arsenał „Wieczoru
panieńskiego” stanowią obsada i dialogi. Kirsten Dunst, aktualnie przeżywająca
renesans własnej kariery, która odżyła po dobraniu paru wymagających i
kontrowersyjnych ról (jej dobra passa zaczęła się od thrillera „Wszystko, co
dobre”, gdzie dojrzale zinterpretowała postać kobiety zdominowanej przez niestabilnego
mężczyznę). Regan to jej kolejna wybitna kreacja po „Melancholii”. Sposoby, w
jaki akcentuje wyrazy, jak błyskotliwie wyraża frustrację poprzez gestykulację
i mimikę twarzy, mają elektryzujący efekt. Postać Regan, jako najbardziej
władcza i bezlitosna, rzuca cień na przebieg wydarzeń, wszystko wydaje się być
podsycone jej wściekłością, pragnieniem kontroli. Mimo tego nie staje się
jedynie ambitnym potworkiem po Princeton, Dunst jest nieocenionym ogniwem,
które nadaje jej ludzkość i wzbudza sympatię lub coś, co przypomina sympatię
(tolerancję?). Dokonuje tego bez nadmiernego wysiłku albo doskonale tą łatwość
ukrywa. Jeżeli ktoś pamięta mało żywotny serial amerykańskiej stacji Starz
„Party Down”, mam dobrą wiadomość. W „Wieczorze panieńskim” dużą rolę odgrywa
romans między Lizzy Caplan i Adamem Scottem. Ten sam, boleśnie realistyczny i
niszczący romans. Oboje jako aktorzy potrafią momentalnie nawiązywać kontakt z
publicznością na zasadzie empatii. Caplan nie jest aktorką o szalenie
zróżnicowanym emploi, ale jej sarkastyczne, ignoranckie i wyluzowane „ja” do
dziś pozostaje niezawodne, a dzięki scenariuszowi Headland może się
bezgranicznie wyżyć. „Wieczór panieński” jest także kolejnym filmem, który udowadnia
zmysł komediowy Isli Fisher. Zaćpana, otępiała i nieporadna Katie to
paradoksalnie najzabawniejsza i najsmutniejsza rola w scenariuszu. Fisher
perfekcyjnie stwarza portret kobiety na wpół świadomej swojej głupoty i
nieustannie popadającej w skrajności.
Po pierwsze, Headland w
„Wieczorze panieńskim” pokazuje, że ma talent do pisania cierpkiego i
inteligentnego dialogu. Z drugiej strony nie stara się sprawiać wrażenia
nadmiernej finezyjności, czasem posuwa się do bardziej pikantnych metod, jak w
przypadku monologu Geny o skali intensywności seksu oralnego. Na ogół
scenariusz wydaje się wyważony, choć ma kilka wad. Może to być spowodowane
nadmiernym stężeniem okrucieństwa stosowanego przez bohaterów. Sympatia wobec
nich jest odczuwalna jedynie w śladowych ilościach. Tak naprawdę los postaci
pozostaje widzowi zupełnie obojętny pomimo pojedynczych sytuacji, w których
powinniśmy im współczuć (pojawia się m.in. motyw aborcji). Nie pomaga też
hollywoodzki „blask”, oprawa wizualna wydaje się zbyt atrakcyjna w zestawieniem
z surowością materiału.
„Wieczoru panieńskiego”
nie można nazwać dziełem ambitnym. Leslye Headland wyzbywa się ambicji w
specyficzny sposób – jej jedyną misją staje się opowiedzenie historii. Nie
pragnie wzruszyć publiczności. W przypadku humoru kieruje się bardziej w stronę
absurdu, niż przesady. Nie dotyczy to jedynie pani reżyser, mówię tu także o
jej obsadzie. Wszystkim towarzyszy nietypowa lekkość. Można to zobrazować na
przykładzie dialogu – jeśli sprawia wrażenie zagmatwanego, bądź nienaturalnego,
ale w ustach aktora brzmi naturalnie. Wtedy cel zostaje osiągnięty.
3,5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz