wtorek, 28 sierpnia 2012

the master

Pierwsze recenzje pojawiły się dość niedawno. Wynikało z nich, że nowe dziecko Paula Thomasa Andersona nie jest wisienką na czubku kariery - miał być obraz genialny, a okazał się ponoć "tylko" bardzo dobry. Przypisywano mu też określenia typu "niejasny", "mroczny", "odległy". Ja nie narzekam. A wątpiłem. Wątpiłem, czy Mihai Malaimare Jr. będzie tak wizualnie elegancki i poetycki, jak jeden z moich ulubionych operatorów, Robert Elswit ("The Master" to pierwszy film Andersona z innym operatorem niż Elswit). Potem zobaczyłem pierwszy zwiastun, który zasugerował coś zupełnie różnego od moich wstępnych przeczuć.


Przed oczami pojawia się Joaquin Phoenix, ale to nie ten sam Phoenix, do którego zdążyłem się przyzwyczaić. Wydaje się niemal zdeformowany, zbyt chudy, spogląda w przestrzeń z przerażającym, pustym spojrzeniem, na jego twarzy rysuje się zmęczony grymas. W tle charakterystyczna kompozycja przywodząca na myśl "There Will Be Blood". Jonny Greenwood. Większość czynników wskazuje na to, że "The Master" stanie się moim najbardziej oczekiwanym filmem w bieżącym roku.



Drugi zwiastun likwiduje wcześniejsze obawy. W fotografii Malaimare czuć ducha poprzednich dzieł PTA. Pojawia się pytanie: dlaczego wątpię w twórczą indywidualność Andersona? Widzę te same mgliste, niemalże prześwietlone kadry. Przypomina mi się "Punch-Drunk Love". Muzyka - cały czas "There Will Be Blood". Ale zaraz. Zdaje mi się, że "The Master" będzie jeszcze bardziej zdyscyplinowanym filmem, niż ostatni z wymienionych. Zapewne fabuła opiera się na zderzeniu dwóch osobowości. Jest i Amy Adams. Nie chodzi o to, żebym specjalnie podziwiał jej dotychczasowe osiągnięcia (chociaż ciężko jest nie lubić i nie szanować Amy Adams). Może uda mi się ostatecznie do niej przekonać. Dlaczego szukam problemów? Pewnie i tak skończy się na tym, że po "The Master" opadnie mi szczęka, a jak już pozbieram zęby, to znowu zacznę snobować się znajomością filmografii PTA i ponownie stwierdzę, że to mój ulubiony współczesny reżyser.


Kolejny, już trzeci, bardziej konwencjonalny zwiastun. Nie obejrzę go po raz drugi. Niewiele z niego pamiętam, ale szczątki wspomnień mówią mi, że zdradzał wątki, o których nie chcę nic wiedzieć. W ogóle wolałbym nic nie wiedzieć. Ale wiadomo jak to bywa, ciekawość lubi systematycznie gryźć człowieka w dupę.

Wyszedł kolejny zwiastun. Przez chwilę poudaję, że nie jestem niekonsekwentny i go nie wstawię. Właściwie to muszę kończyć. Czas nagli. Skończę później. Może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz