niedziela, 24 lutego 2013

glownarolameskabonus



Lista wyróżnionych.

Główna rola męska:

  • Ethan Hawke (La femme du Veme) - po pierwsze sprawił, że "Sinister" Scotta Derricksona było znośnym filmem; w obrazie Pawlikowskiego stworzył kompleksowy portret człowieka, który funkcjonuje gdzieś pomiędzy rzeczywistością i imaginacją;
  • Marcin Kowalczyk (Jesteś Bogiem);
  • Joel Murray (God Bless America);
  • Mathieu Amalric (Poulet aux prunes);
  • Tomasz Tyndyk (Sekret, W sypialni) - naprawdę myślałem, że zrobi się o nim głośno w 2013 roku; w poniekąd bełkotliwym "Sekrecie" Wojcieszka gra drag queen, ale nie jest ostentacyjny, przesadnie ekspresyjny; wyróżniam głównie za odwagę i nietypowość;
  • Marcin Dorociński (Obława);
  • Adrien Brody (Detachment) - Brody nie próżnuje; dwa lata temu był czołową prezencją skromnego thrillera "Wrecked" i znacząco poprawił jakość produktu: w zeszłym roku stanowił główną zaletę nazbyt dydaktycznego "Detachment" Tony'ego Kaye)
  • Jason Patric (Keyhole) - Patric pasuje zaskakująco dobrze do nietuzinkowego klucza wizualnego Guya Maddina;
  • Robert Pattinson (Cosmopolis) - pod kontrolą Cronenberga młody Brytyjczyk zdecydowanie broni się, przede wszystkim doskonale rozumie konwencję;
  • Johannes Zeiler (Faust) - styl filmu Sokurowa można nazwać poetyką dezorientacji, kreacja Zeilera stanowi punkt odniesienia dla widza; w pewnym sensie trzyma wyobraźnię reżysera w ryzach;
  • Mohammed Fellag (Monsieur Lazhar) - mężczyzna, który przeżywa druzgocącą traumę, ale codzienność traktuje z godną podziwu lekkością;
  • Aksel Hennie (Hodejegerne) - w dużej części odpowiada za międzynarodowy sukces "Łowców głów";
  • Dane DeHaan (Chronicle) - "Kronika" była przełomowym momentem w karierze DeHaana, który pozwolił mu na dalsze pnięcie się po szczeblach kariery aktorskiej (ostatnio zagrał w "Kill Your Darlings" Johna Krokidasa, za co zebrał świetne recenzje)
  • Anders Danielsen Lie (Oslo, 31. august) - prawdopodobnie najbardziej przekonujący obraz depresji i poczucia bezcelowości, jaki widziałem w zeszłym roku;
  • Ching Wan Lau (Dyut meng gam) - z początku trudno się przyzwyczaić do dość absurdalnej gry aktorskiej Lau; okazuje się jednak, że Pantera, kryminalista osobiście dotknięty przez kryzys ekonomiczny, to "ludzki człowiek", ale bardzo prosty i nadgorliwy;
  • Olivier Gourmet (L'exercice de l'Etat) - wystarczy wspomnieć genialną scenę, w której Gourmet "daje w gaźnik", składając wizytę w domu kierowcy limuzyny;
  • Richard Gere (Arbitrage) - mówi się, że to najsilniejsza kreacja aktorska Gere'a od lat i nie są to opinie bezpodstawne - aktor świetnie portretuje dualizm moralny rekina z Wall Street;
  • Jean-Louis Trintignant (Amour) - Georges z poczciwego starca ewoluuje w ostoję opanowania i cierpliwości (odsyłam do sceny, w której bohater ze stoickim spokojem zwalnia niekompetentną pielęgniarkę; z drugiej strony widz byłby gotowy wypruć kobiecie gardło);
  • Jose Coronado (No habra paz para los malvados) - po pierwsze: przekonujący alkoholik; po drugie: kto by się spodziewał, że detektyw w kowbojskich botkach może zrobić tyle zamieszania?
  • Matthias Schoenaerts (De rouille et d'os) - nie należę do grona zwolenników filmu Audiarda, ale Schoenaerts jest na pewno godny wyróżnienia; rosły Alain to wariacja postaci, którą Belgijczyk grał w "Byczku" Roskama, udaje mu się jednak rozgraniczyć dwie kreacje;
  • Logan Lerman (The Perks of Being a Wallflower) - ciepła, płaczliwa i melancholijna adaptacja kultowej powieści epistolarnej odnajduje swoje serce w urzekającej kreacji Lermana (bardzo dojrzale zagrana scena załamania nerwowego);
  • Denzel Washington (Flight) - następny alkoholik, tym razem w heroicznym wydaniu; Washington nie musi potwierdzać swojego talentu, ale i tak robi to po raz kolejny w przeciętnym filmie Zemeckisa (wciąż nie rozumiem nominacji za najlepszy scenariusz oryginalny);
  • Jake Gyllenhaal (End of Watch) - obawiałem się nadmiernej szarży z szelmowskim uśmieszkiem - Gyllenhaal udowodnił, że wcale tak być nie musi;
  • Jordan Gelber (Dark Horse) - Solondz słynie z tworzenia antypatycznych postaci, bohater "Czarnego konia" stanowi idealną wizytówkę dla jego talentu; Gelber wyłania Abe'a z otchłani beznadziei i żenady, od czasu do czasu udaje mu się nawet wzbudzić współczucie;
  • Toby Jones (Berberian Sound Studio) - rola kilkukrotnie nagrodzona przez brytyjski przemysł filmowy - i słusznie; Jones w roli niepozornego introwertyka na przemian rozbraja, konsternuje i zaskakuje;
  • Jeong-jin Lee (Pieta) - klasyczna koreańska tendencja: nawet w opowieści o matczynym uczuciu musi być wątek zemsty; Lee w roli egzekutora długów świetnie gra oderwanie od rzeczywistości;
  • John Hawkes (The Sessions) - brak nominacji był niebagatelnym zaskoczeniem dla proroków sezonu oscarowego; nie powiedziałbym, że na nią nie zasługuje - Mark O'Brien wyróżnia się na tle aktorskiego emploi Hawkesa; "Sesje" warto zobaczyć dla samego protagonisty;
  • Brad Pitt (Killing Them Softly ) - w tym repertuarze Pitt nikogo nie zaskoczy, ale nie mogę go pominąć przez koncertowo zagrane monologi;
  • Thure Lindhart (Keep the Lights On) - nie do końca rozumiem zachwyt amerykańskiej krytyki nad tym dość miałkim i powierzchownym gejowskim romansem; rozumiem za to zachwyt nad kreacją Duńczyka; jego postać może wydawać się nieco pierdołowata, ale z czasem egzaltacja Erika przestaje być irytująca i przyjmuje bardzo rzeczywisty kształt;
  • Philip Seymour Hoffman (A Late Quartet) - bohatera granego przez Hoffmana można podsumować jednym zdaniem, które zwykle miałoby znaczenie metaforyczne - w tej wersji ma dosłowny oddźwięk: utalentowanego muzyka przestaje cieszyć granie drugich skrzypiec; Hoffman jest świetny, nie odkryłem Ameryki, więc kontynuujmy;
  • Jamie Foxx (Djungo Unchained) - potwierdzeniem talentu Foxxa jest fakt, że jego bohater nigdy nie zostaje zmarginalizowany przez tak silne osobowości, jak King Schultz i Calvin Candie;
  • Joel Edgerton (Wish You Were Here) - Australijczyk doskonale uwydatnia dylemat przeżywany przez Dave'a; pieczętuje to elektryzującą sceną na końcu filmu; 
  • Matt Damon (Promised Land) - Damon to jeden z najlepszych hollywoodzkich everymanów; w obrazie Van Santa w szczególności podobał mi się sposób, w jaki akcentował słabości swojej postaci (zwłaszcza, jeżeli chodzi o udowadnianie swoje męskości i mierzenie się z upokorzeniem);
  • Omar Sy (Intouchables) - nie przypadła mi do gustu oczywista charakterystyka bohaterów, która w pewnym stopniu ugadzała w inteligencję widza; nie będę się kłócił jednak z tym, że Sy to niepowstrzymany żywioł aktorski - dzięki jego energii film zaciera granicę między obowiązkiem i przyjemnością;
  • Tommy Lee Jones (Hope Springs) - ludzkie wydanie "grumpy cata" w tym repertuarze zapewne poczuło się jak w domu;
  • Matt O'Leary (Natural Selection) - publiczność z początku odbierała ten film bardzo żywo, potem rozgłos umarł i obraz Pickeringa wylądował w piekle filmów niezależnych; szkoda, bo O'Leary'emu zdecydowanie należy się parę nagród; jego ujmująca interpretacja drobnego oszusta dotrzymuje kroku świetnej kreacji Rachael Harris;
  • Seann William Scott (Goon) - ta rola była dla Scotta przeznaczeniem, do tego stopnia, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie kogokolwiek innego w tym repertuarze; urokliwy, przesadnie miły głupek o nieprzeciętnie ciężkiej pięści to idealne pole dla popisu dla aktora (nie chcę mu ubliżyć w żaden sposób, ale taka jest prawda);
  • Bill Murray (Hyde Park on Hudson) - faktycznie, nigdy bym nie pomyślał o takim castingu; Murray udźwignął ciężar, ale film ale film okazał się mało satysfakcjonującym, niespójnym  i nudnym przedsięwzięciem;
  • Bradley Cooper (Silver Linings Playbook) - tak, Cooper oficjalnie skończył egzystencję przezroczystego aktora komediowego i dokonał drastycznej zmiany na lepsze; perfekcyjncyjnie wygłoszone dialogi, deptanie po piętach gigantom aktorskim (Jacki Weaver, Robert De Niro) i skomplikowany portret niestabilnej osobowości;
  • Hugh Jackman (Les Miserables) - surowe vibrato Jackmana pozyskało sobie wielu fanów; ja niespecjalnie lubię je słuchać, ale Jean Valjean w interpretacji Australijczyka to przykład dopracowanej ekspresji scenicznej;
  • Chris O'Dowd (The Sapphires) - jako wierny widz "The IT Crowd" cieszę się, że O'Dowd robi zagraniczną karierę; w australijskiej komedii muzycznej potwierdza, że ma świetne wyczucie w sferze zarówno dialogowej, jak i mimicznej;
  • Frank Langella (Robot & Frank) - Langella to klasa w czystej postaci (zdania tego typu zwykle świadczą o moim zmęczeniu i przyznaję, WYMIĘKAM)        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz