piątek, 22 lutego 2013

muzyka

Od niemieckiego trio do gitarzysty Radiohead.

6. Reinhold Heil, Johnny Klimek, Tom Tykwer (Cloud Atlas)
Motyw przewodni dzwonił mi w uszach przez spory kawałek czasu po seansie. Zwykle nie jest to dobry znak. Załóżmy, że słyszysz "I Dreamed a Dream" z "Les Miserables" po raz pierwszy. Stwierdzasz, że twoje bębenki są nienaruszone. Później słyszysz tą samą melodię co najmniej 10 razy i masz ochotę zamordować Anne Hathaway, bez względu na to, czy zagrała scenę w jednym ujęciu, czy nie. Dosyć nieskomplikowana kompozycja z "Cloud Atlas" szybko osadza się w twojej podświadomości i przez dłuższy czas słyszysz echo tych paru, charakterystycznych dźwięków. Niechętnie podchodziłem więc do odsłuchiwania soundtracku po raz drugi, tym razem z płyty. Okazało się, że efekt nie jest aż tak nieznośny. Na korzyść Tykwera, Heila i Klimka działa doskonała aranżacja i instrumentalna wielowarstwowość. W rezultacie zamiast motywu przewodniego dostrzega się partie znajdujące się na drugim albo trzecim planie.

5. Dan Romer, Benh Zeitlin (Beasts of the Southern Wild)
W przypadku "Bestii z południowych krain" publiczność zazwyczaj zrównuje charakter soundtracku z atmosferą filmu, przypisuje mu takie przymiotniki, jak "inspirujący", "piękny", "wzruszający", "magiczny". Często przez epitety tego rodzaju rodzi się we mnie obezwładniające pragnienie, żeby wypalono mi gałki oczne albo odebrano przytomność precyzyjnym uderzeniem w głowę. Mimo wszystko z bólem muszę przyznać, że publika ma w większej części rację. Słysząc pierwsze takty muzyki Romera i Zeitlina przychodził mi do głowy sceptyczny osąd. Że ktoś się za bardzo sili na folkową ekscentryczność, która zdominowała współczesną muzykę popularną. Szybko zmieniłem zdanie, ponieważ zauważyłem, że w "Bestiach..." materia dźwiękowa i wizualna to dwa nierozłączne organizmy, współżyjące ze sobą w harmonii.

4. Alexandre Desplat (Moonrise Kingdom) 
Każdy chłopczyk i dziewczynka, który/która ma minimalne pojęcie o kondycji dzisiejszej muzyki filmowej, wie, że Desplat to tytan pracy wśród kompozytorów. Prócz tego jest kameleonem i niewolniczo dopasowuje się do potrzeb reżyserów. "Moonrise Kingdom" to w gruncie rzeczy bardzo skromna kolekcja melodii. Cechują się jednostajnością i powtarzalnością, zwłaszcza jak zostaną porównane z hollywoodzkim rozmachem ścieżki dźwiękowej z "Argo". Wes Anderson pozostawia oszczędne kompozycje głęboko w tle, dzięki czemu struktura filmu wydaje się zwarta. Ben Affleck używa muzyki Desplata do uwznioślenia licznych sekwencji, zgrabnie manipulując emocjami widza. Ja preferuję jednak mniejszą skalę i długotrwały efekt - stąd wyróżnienie dla "Moonrise Kingdom"

3. Gustavo Santaolalla (On the Road) 
Oto przykład niebezpiecznej sytuacji, w której utwory muzyczne występujące w filmie stają się czynnikiem dominującym. Ambitny projekt Waltera Sallesa i Jose Rivery zaowocował dość schizofrenicznym produktem. Soundtrack jako oddzielne ciało nie jest aż tak chaotyczny i rozwlekły. Umieszczone pod nagłówkiem "Lovin' It" to jedna z mniej kwiecistych kompozycji argentyńskiego muzyka. Przywodzi na myśl klimat nocnych lokali, gdzie dym kłębi się po każdym skrawku przestrzeni, a ludzie znajdują się w stanie relaksującego otępienia. Nawet słabsze melodie rozbudzają wyobraźnię. Polecam zapoznanie się z "Roman Candles" albo "This is it" z tego samego krążka - zupełnie inna bajka, zupełnie inna jakość. 

2. Bruno Coulais (Les adieux a la reine)
Coulais pieczołowicie odzwierciedlił atmosferę intymności. Utwory z "Żegnaj, królowo" są stłumione, ale z drugiej strony przepełnione grozą i zadumą. Benoit Jacquot umiejętnie zastosował liczne kontrasty - eksplozję barw pod osłoną dnia i zaciemnione korytarze Wersalu w godzinach wieczornych. Rozedrganie emocjonalne Marii Antoniny i powściągliwość Sidonie. W sferze dźwiękowej również można dostrzec kilka interesujących przeciwieństw. Złowrogi, ciężki marsz wiolonczeli i krystaliczny, gładki śpiew pianina (z góry przepraszam za okropne metafory). Cały czas czuje się, że to, co widzimy na ekranie to dopiero wstęp do tragedii. Jacquot i Coulais konsekwentnie budują napięcie i podejmują mądrą decyzję - nie oferują widzowi ulgi wynikającej z jednoznacznego rozwiązania akcji. 

1. Jonny Greenwood (The Master)
Mówi się, że Greenwood pod względem stylistycznym jest wychowankiem Krzysztofa Pendereckiego. Wychowankiem zdolnym. Soundtrack do "Mistrza" to jeden z najlepszych awangardowych albumów z zeszłego roku. To muzyka wrażeniowa, eksperymentalna, eklektyczna. Brakuje w niej repetycji, utwory charakteryzują się fragmentarycznością, są zupełnie nieprzewidywalne. Greenwood odnajduje harmonię w szaleństwie. Jego kompozycje odwzorowują mętne i bezładne przeżycia wewnętrzne Freddiego. Stanowią także niewytłumaczalną potęgę, jak tytułowy "Mistrz". Ich charakter jest równie mglisty i tajemniczy. Jednocześnie onieśmielają, wzbudzają respekt.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz