środa, 20 lutego 2013

zdjecia

Po opisaniu nieprzeciętnych, a czasem nawet spektakularnych, osiągnięć operatorów czas na wydobycie esencji - wyróżnienie sześciu, którzy według mnie odcisnęli najsilniejszy ślad w zeszłym roku. Przy niektórych wyborach musiałem się kilkukrotnie zastanawiać, ponieważ, nie ukrywam, chciałem znaleźć też miejsce dla innych fotografów. Nie znoszę wymuszonych wstępów, więc przejdę do konkretu. W sportowym, zupełnie subiektywnym i niesprawiedliwym duchu ułożę "nominowanych" od szóstej pozycji do pierwszej, czyli niekwestionowanego zwycięzcy. 

6. Matyas Erdely (Miss Bala)

 
 
"Miss Bala" to w pewnym sensie film oparty na przeciwieństwach. Sceneria powinna być skąpana w słońcu, Erdely w zamian podbija swoją fotografię cieniem i zduszonym blaskiem. Reżyser filmu, Gerardo Naranjo, zdecydował, że opowie swój film długimi mastershotami, dzięki czemu wyodrębnia najważniejsze aspekty kina akcji. Rezygnuje z montażu kryjącego wszelkie nieudogodnienia i zastępuje go przemyślaną choreografią.  Operator tymczasem prawie nieustannie koncentruje swój obiektyw na bohaterce granej przez Stephanie Sigman. Widz obserwuje najbardziej wybuchowe zdarzenia z perspektywy zaszczutej i upokorzonej kobiety. Nigdy nie zobaczy strzelaniny w pełnej krasie, ponieważ protagonistka albo ucieka, albo próbuje się ukryć. 


5. Marius Dybwad Brandrud (Play)
Kadry z "Play" przypominają nagrania CCTV albo wydarzenia przypadkowo zarejestrowane okiem przechodnia. Posiadają jednak logiczną kompozycję, zbliżenia są gładkie, a ostrość umyślnie ustawiona. Brandrud nie naśladuje niechlujstwa charakteryzującego filmy amatorskie, znajduje odmienne, oszczędne i inteligentne sposoby na wzmocnienie poczucia realizmu. Ruben Ostlund odnalazł idealnego współpracownika, który z dokładnością uskutecznia jego założenia. Dzięki temu stworzono rzeczywistość lustrzaną, demonstrującą szereg znajomych zachowań. Ostlund nie zrobił filmu elitarnego, obrazującego uwarunkowania społeczno-etniczne w Szwecji. Dokonał uniwersalizacji tematu, a bezlitosny sposób fotografowania uświadamia widzowi, że jest tak samo bezradny wobec przemocy, jak jej świadkowie po drugiej stronie ekranu. 

    
4. Rui Pocas (Tabu)
Rui Pocas nie wylądował na tej liście tylko dlatego, że wśród corocznie nagradzanych obrazów musi zawsze znaleźć się jeden, który skąpano w barwach czerni i bieli, tak typowej dla 'artystowskich filmów'. Jego obecność jest w pełni zasłużona. "Tabu" pod względem estetycznym trafniej nawiązuje do kina niemego, niż zeszłoroczny "Artysta". Może dlatego, że zbyt sentymentalnie traktuję kino romantyczne kręcone na taśmie czarno-białej (ograniczenie palety kolorów z jakiegoś powodu dodatnio działa na atmosferę). Druga część "Tabu", w której efekty dźwiękowe i dialog schodzą na drugi plan, to idealna demonstracja dla talentu Pocasa. Kadrowanie, w porównaniu z pierwszą, współczesną częścią opowieści, wydaje się bardziej niedoskonałe. Obraz staje się ziarnisty, w trakcie jazdy kamery pojawiają się lekkie wstrząsy. Miguel Gomes harmonijnie skontrastował dwie połowy "Tabu", które faktycznie mogłyby być oddzielnymi filmami. Całe szczęście, jego twórcza maniera okazała się zupełnie spójna, co przejawia się także w pracy operatorskiej. 

3. Mihai Malaimare Jr. (The Master)
Już wcześniej pisałem o swoich obawach związanych ze zmianą operatora przez Paula Thomasa Andersona. Wizualna precyzja Roberta Elswita zawsze była integralną częścią zdyscyplinowanego stylu amerykańskiego twórcy. Mihai Malaimare Jr. musiał stanąć więc przed niebagatelnym wyzwaniem. Efekt jest zadowalający. "Mistrz" wyróżnia się na tle filmografii PTA nie tylko ze względu na liryczną formę i mniej ekscentryczny sposób opowiadania, ale też dzięki głównemu operatorowi. Zamiast zduszonych barw Elswita, równomiernych ujęć z wózka i ostrych zbliżeń pojawiają się kadry o niesamowitej lekkości i bogactwie kolorów. Anderson "Mistrzem" pokazał, że jest reżyserem, który stale dojrzewa. Pokazał także, że nigdy nie pozwoli sobie na powtarzalność, skostnienie formy.


2. Seamus McGarvey (Anna Karenina)
McGarvey, pomimo stylistycznego schematyzmu charakteryzującego najnowszą interpretację "Anny Kareniny", za główny czynnik pracy kamery wybiera emocje bohaterów. Pokazuje także, że świetnie rozumie ruch, nawet nieruchome kadry cechują się dynamizmem, rytmicznością. Nie wolno także zapomnieć o mglistym, prawie onirycznym oświetleniu. Film Wrighta wyróżnia się bogactwem, elegancją, ale nigdy nie graniczy z przesadą. McGarvey podbija obrazy zmysłowością, erotyzmem, nawet wtedy, kiedy bohaterowie nie patrzą na siebie pożądliwie.

1. Robert D. Yeoman (Moonrise Kingdom)
Robert D. Yeoman to prawdopodobnie jeden z najmniej docenionych talentów współczesnej sztuki operatorskiej, pomimo tego, że pomógł ukształtować niecodzienne wizje tak kultowych reżyserów, jak Gus Van Sant, czy właśnie Wes Anderson. "Moonrise Kingdom" jest punktem kulminacyjnym jego kariery zawodowej. Nakręcony na 16-milimetrowym negatywie film wypełniono po brzegi drobiazgowo wykadrowanymi profilami, minimalistyczną kinetyką i kolorystyką, która znajduje się gdzieś pomiędzy ciepłem i zimnem. Ciekawym wyborem była także duża głębia ostrości, dzięki niej bohaterowie nie wyróżniają się na tle otoczenia i pozostają stałym elementem względnie sielankowej scenerii.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz