sobota, 23 lutego 2013

rezyseria

Reżyseria

6) David O. Russell (Silver Linings Playbook)
David O. Russell słynie głównie z kontrowersyjnego zachowania na własnych planach filmowych. W swojej chwalebnej karierze sprowokował George'a Clooneya do rękoczynów ("Three Kings") i doprowadził Lily Tomlin na skraj załamania nerwowego ("I Heart Huckabees"), co uwieczniono na kilku nagraniach rozprowadzonych przez uprzejmych użytkowników YouTube. Być może problemem Russella jest chorobliwa pasja i szalone poświęcenie w celu uzyskania upragnionego efektu? W "Poradniku pozytywnego myślenia" czyni cuda z mało nadzwyczajnym scenariuszem, przepełnionym wygodnymi zbiegami okoliczności. Sceny przepełnione są niemalże dezorientującą energią, która ukrywa narracyjne dziury. Na dodatek komunikacja między postaciami wydaje się bardzo naturalna, a aktorzy celnie uderzają w każdy emocjonalny kontrapunkt. 

5) Nuri Bilge Ceylan (Bin zamanlar Anadolu'da)
Ceylan, faworyt kin studyjnych i filmowych snobów, uczy publiczność jak czerpać przyjemność z oglądania długich panoram, dostrzegania absurdu w mozolnej pracy policjantów, psychologów i prawników oraz słuchania zdawkowych, czasem nieco chaotycznych dialogów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ciężar "Pewnego razu w Anatolii" będzie nie do udźwignięcia. Izraelczyk posiada ogromny dar przekonywania, może przez to, że na rzeczywistość patrzy zmęczonym i zdystansowanym okiem. 

4) Joachim Trier (Oslo, 31. august)
Nie wiem, co to znaczy być trzydziestolatkiem, muszę przeżyć jeszcze około dziesięciu lat aby tego doświadczyć. Zdaje się jednak, że Joachim Trier doskonale rozumie dylematy egzystencjalne własnego pokolenia. Jego portrety psychologiczne świadczą o nieprzeciętnej wnikliwości. Szybko wypracował też odrębny styl. Filmy duńskiego reżysera z wierzchu wydają się chłodne i mocno stłumione, posiadają jednak bardzo rozbudzone, niespokojne wnętrze.

3) Miguel Gomes (Tabu)
Reżyser hitu zeszłorocznego festiwalu w Berlinie określany jest przez niektórych mianem "magicznego realisty". Albo "miłośnika starego kina" (mniej odkrywcze stwierdzenie). Film niejednokrotnie traktowano jako ambitniejszego kuzyna oscarowego "Artysty", ponieważ podobnie jak obraz Hazanaviciusa nawiązuje do kina niemego. Gomes jednak eksperymentuje z warstwą dźwiękową, przez co wyzwala się z naśladownictwa. Kreuje fascynujący mikroświat, w którym groteska sąsiaduje z miłosnym dramatem, a kino kontemplacji graniczy ze staroświecką formą teledysku. Przez 100 minut trwania "Tabu" przechodzi kilka gwałtownych transformacji. Całe szczęście Gomes potrafi złączyć spierające się elementy w logiczną całość.

2) Leos Carax (Holy Motors)
Jeżeli brać pod uwagę tłumy rozanielonych krytyków, 2012 rok to był zdecydowanie rok Caraxa. "Holy Motors" to dziecko reżysera o wyuzdanej wyobraźni, mistrza przypadkowości, absurdu. Francuz oferuje widzowi nieprzewidywalną podróż po rozmaitych gatunkach filmowych, konwencjach i aluzjach do innych dziedzin sztuki. Coś w rodzaju nieskromnego manifestu wolności twórczej. Rozumiem, że to mało zachęcające hasło. Takie pojęcie może oznaczać festiwal artystycznego samogwałtu albo intrygujący film o bogatej warstwie wizualnej, który - przede wszystkim - dobrze się ogląda. "Holy Motors" bez zastanowienia można zaliczyć do drugiej kategorii.

1) Peter Strickland (Berberian Sound Studio)
Najwyższą lokatę przeznaczyłem dla miłośnika włoskich thrillerów znanych pod pseudonimem "gialli", które przeżywały swój renesans w latach 70. Widziałem kilka wywiadów ze Stricklandem i mogę bezpiecznie powiedzieć, że facet odrobił pracę domową. Zna najobskurniejsze tytuły z zakresu tego podgatunku i potrafi trafnie je opisywać. Wiem, że wyznacznikiem jakości ma być jego film, nie wiedza, więc powiem, dlaczego "Berberian Sound Studio" to najdojrzalszy artystycznie horror zeszłego roku. Po pierwsze, w gruncie rzeczy nie jest to kino grozy - to kino synkretyczne, kompleksowe. Film zdecydowanie zyskuje na swojej wielobiegunowości, stanowiącej także czynnik budujący atmosferę. Po drugie, Strickland potrafi pobudzić widza do przyjęcia punktu widzenia bohatera. Aż do momentu, w którym granica między rzeczywistością i imaginacją staje się zupełnie mglista.
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz